Konsekwencje braku możliwości korzystania z ujemnych stawek referencyjnych (np. WIBOR, EURIBOR) w kredytach mogą być dla firm bardzo dotkliwe Częsta praktyka banków potrafi przynieść przedsiębiorstwom straty liczone w milionach złotych. Sprawdź, czy w swoim kredycie również nie masz szkodliwych mechanizmów.
Przez ostatnie lata, ze względu na ujemne poziomy EURIBOR, banki ugruntowały bardzo niekorzystny dla Klientów standard polegający na oferowaniu tylko takich kredytów w EUR, w których stawka referencyjna nie może przyjmować wartości mniejszej od zera. Jest to problem masowy. Dziś dotyka już nie tylko kredytobiorców „eurowych”, ale od niedawna także „złotówkowych”, którym – podobnie jak w przypadku kredytów w EUR – banki zaczęły udzielać finasowanie tylko pod warunkiem akceptacji zapisu o braku możliwości korzystania z ewentualnego ujemnego WIBORU.
Banki robią to pomimo dostępu do ujemnego finansowania na rynku międzybankowym oraz bez odpowiedniej redukcji wielkości marż kredytowych. W ten sposób systemowo i automatycznie podniosły swoją dochodowość z kredytów o wartość ujemnego EURIBORU, jednocześnie zwiększając o tę wartość koszty obsługi finansowania przez Klientów.
Warto tej sprawie poświęcić trochę więcej uwagi. Zastanowić się, jakie ten proceder ma konsekwencje dla przedsiębiorców oraz dla banków poza tym ogólnym wnioskiem przytoczonym powyżej.
„Nie miałem pojęcia, że coś przy okazji tego kredytu sprzedaję…!”
Dokładnie z taką reakcją Klientów spotykamy się w Grant Thornton za każdym razem, kiedy wraz z nimi przystępujemy do procesu obowiązkowego zabezpieczania ryzyka stopy procentowej wynikającego z tych kredytów. Ogromnym zaskoczeniem jest dla nich moment ujawnienia na tym etapie przez bank informacji, że zapis o nieujemnym EURIBOR w kredycie jest instrumentem pochodnym. A dokładnie – wbudowaną w kredyt opcją na stopę procentową FLOOR z kursem realizacji ZERO. Klienci w tym momencie uświadamiają sobie, że:
- ta opcja ma swoją konkretna wartość rynkową,
- nieświadomie ją sprzedali, podpisując umowę kredytową,
- nie dostali za nią wynagrodzenia w postaci premii opcyjnej,
- jej istnienie i wartość zostały zatajone przez bank na etapie oferowania kredytu (nie mówiąc o zastosowaniu procedury MIFID, którą banki mają obowiązek stosować w odniesieniu do instrumentów finansowych),
- muszą ją w dodatku odkupić za żywą gotówkę w momencie dokonania obowiązkowego zabezpieczenia ryzyka stopy procentowej (np. w przypadku wyboru najbardziej powszechnej transakcji zabezpieczającej, czyli Interest Rate Swap).
Właśnie ten ostatni punkt stanowi kulminację zaskoczenia. W momencie przystąpienia do zawarcia transakcji zabezpieczającej IRS, bank jest zmuszony ujawnić informację o wbudowanej opcji FLOOR w kredyt. Dzieje się tak ze względu na konieczność „zrównania” definicji stawek referencyjnych na pozycji zabezpieczanej (czyli na kredycie) i zabezpieczającej (czyli na IRS). Jako że w transakcji IRS rozliczenia są dokonywane na bazie rynkowych stawek EURIBOR (a więc także ujemnych), to zabezpieczenie zadziała tylko wtedy, kiedy z kredytu zdjęty zostanie zapis o nieujemnych EURIBORACH. Chcąc jednak zachować korzyść z tego zapisu po jego usunięciu z umowy kredytowej, bank musi ujawnić, że jest on tożsamy z opcją FLOOR, bo tylko wtedy może ją Klientowi „odsprzedać”. Technicznie wygląda to tak, że zawiera z nim wtedy klasyczną transakcję sprzedaży tej opcji z ceną (premią opcyjną) wynoszącą zero, a jej faktyczną wartość rynkową uwzględnia w marży na transakcji IRS, której cena staje się przez to bardzo niekorzystna dla Klienta.
Paradoks polega więc na tym, że Klient zawierając transakcję IRS z zawyżoną ceną de facto odkupuje za żywą gotówkę coś, co wcześniej nieświadomie sprzedał bankowi za darmo przy okazji zawarcie umowy finansowania.
Jaka jest wartość rynkowa opcji ZERO FLOOR?
Mówimy tu o niebagatelnych kwotach. Załóżmy dla przykładu, że chodzi o 5-letni kredyt oparty na EIRIBOR 3M na EUR 50.000.000 (dla uproszczenia bez amortyzacji) w pełni zabezpieczany transakcją IRS. Cena międzybankowa w tej transakcji z momentu pisania tego artykułu wynosi -0,35% p.a. Wartość odpowiedniej opcji FLOOR z kursem realizacji ZERO odzwierciedlającej zapis o nieujemnych stawkach referencyjnych dla tego kredytu wynosi aż EUR 1.250.000 (!). W przeliczeniu na liczbę punktów bazowych w transakcji IRS, podnosi to jej cenę aż o 50 b.p.(!), czyli z -0,35% p.a. do +0,15% p.a.
Kwota EUR 1.250.000 jest więc niczym innym jak wzrostem kosztów finansowania wynikającym z akceptacji zapisu o nieujemnych wartościach EURIBOR w kredycie.
Czy to jest legalne?
Łagodnie rzecz ujmując, opisany proceder wydaje się bardzo nie fair. Ale czy jest nielegalny? Oczywiście nie da się tego jednoznacznie ocenić. Nawet jeśli coś wygląda na „grabież w biały dzień”, to nie musi być nielegalne. Od tego, by to stwierdzić, są niezawisłe sądy, które mogą być zmuszone do zajęcia się tą kwestią. Czy szykuje nam się kolejna afera rynków finansowych? Także trudno powiedzieć. Zależy przed wszystkim od poziomu poczucia pokrzywdzenia po stronie Klientów banków. Wydaje się, że mają logicznie brzmiące wątpliwości, choć nie muszą być uzasadnione w świetle prawa. To co wzbudza najwięcej emocji, to uświadomienie klientów, że:
- de facto podarowali bankowi w kredycie instrument finansowy, by go potem obowiązkowo odkupić za ogromne pieniądze,
- bank w momencie oferowania kredytu nie przedstawił im propozycji do wyboru, czyli – z zapisem o nieujemnych stawkach referencyjnych i bez tego zapisu,
- skoro sam bank przyznał że „wcisnął” Klientowi przy okazji umowy kredytowej instrument pochodny w postaci opcji ZERO FLOOR, to dlaczego nie zastosował względem klientów standardów dotyczących obrotu instrumentami finansowymi (procedura MIFID).
Jak banki odpowiadają na wątpliwości Klientów?
Z naszego doświadczenia wynika, że banki przede wszystkim twierdzą, że kredyt to kredyt, a nie instrument finansowy, więc automatycznie jest zwolniony ze stosowania regulacji MIFID. Co do braku prezentacji alternatywnej oferty finansowania, czyli takiej, która dopuszcza rynkowe poziomy stawek referencyjnych, banki twierdzą, że wykraczałoby to poza przyjęty na rynku standard i dlatego tego nie proponują. Poza tym z góry zakładają, że taka propozycja byłaby mniej atrakcyjna dla klienta ze względu na podwyższoną marżę kredytową w stosunku do tej standardowej oferty. A na pytanie, dlaczego w ogóle stosują zapis o nieujemnych stawkach referencyjnych mimo dostępu do rynkowych (także ujemnych) poziomów odpowiadają, że w jakiś sposób muszą sobie wynagrodzić pozostawienie stawek depozytowych dla innych klientów na poziomach zero lub powyżej zera..
Czy ta argumentacja jest przekonująca?
Raczej trudno się z nią zgodzić. O wbudowaniu instrumentu finansowego w kredyt informują przecież same banki. W momencie zawierana z Klientem wspominanej transakcji IRS zawierają z nim dodatkowo transakcję odkupu opcji FLOOR, o której sprzedaży Klienci nie mieli pojęcia w momencie podpisywania umowy kredytowej. Klienci dysponują potwierdzeniami kupna tych opcji od banków. Trudno więc mówić o tym, że nie ma tu do czynienia z instrumentem finansowych, a więc pytanie o zastosowanie procedur MIFID wydaje się całkiem zasadne.
Także wątpliwa wydaje się argumentacja dotycząca ewentualnego niekorzystnego dla klientów rozróżnienia wielkości marży kredytowej w zależności od zastosowania zapisu o nieujemnych stawkach referencyjnych lub nie. Świadczy o tym choćby fakt, że dla klientów, którym niedawno były oferowane kredyty zarówno w EUR (z tym zapisem) i w PLN (bez tego zapisu) marże kredytowe dla nich były identyczne. Ponadto nie spadły one w porównaniu z okresem sprzed zastosowania tego standardu.
Na koniec argument o „wynagrodzeniu sobie” przez banki strat wynikających z zastosowania nieujemnych depozytów poprzez uzyskanie korzyści z zapisu o nieujemnych stawkach referencyjnych w kredytach. Nasuwa się w tej kwestii istotna jak sądzę wątpliwość – dlaczego kredytobiorcy mają sponsorować depozytariuszy? Dlaczego korzyści jednej grupy Klientów banków muszą być okupione stratami innej grupy?
Nie wiadomo, jak ta sprawa rozwinie się w najbliższym czasie. Wiadomo jednak, że wraz ze wzrostem świadomości wśród kredytobiorców rośnie także ich przekonanie o wyrządzeniu im krzywdy przez banki polegającej na nieuzasadnionym podwyższeniu kosztów obsługi ich finansowania o grube miliony.